niedziela, 24 stycznia 2021

Życie po stracie

 

26. 06.2017 wracam do pracy, choć osłabiona i wypalona pojawiam się w pracy.

Kiedy podchodzę do współpracowników milkną rozmowy i nastaje krępująca cisza.

Czuję się jak przysłowiowe zgniłe jajo, jak robot przyjmuje towar, odbieram telefony, doradzam i niby wszystko ok.

I tylko łzy, które mi płyną, kiedy pojawiają się z świeżo urodzonymi dziećmi zdradzają mój stan.

Wtedy Kierowniczka mnie wygania na zaplecze, żebym się ogarnęła.

Z J nie rozmawiamy, ja bardzo bym chciała wyrzucić to wszystko z siebie, a On nie chce rozpamiętywać.

Mówi, że skoro lekarka powiedziała, że to puste jajo, nie było dziecka, to nad czym ja rozpaczam.

W domu snuję się jak cień, niby jestem obecna, dzieci coś do mnie mówią, ale niewiele dociera.

Idę do kontroli do tego niemiłego gina, bo zapisałam się pół roku wcześniej na wizytę nfz.

Mówi mi, że on mnie ostrzegał, że nie donoszę tej ciąży i każda następna skończy się tak samo.

Pytam, czy mimo wszystko jakby mi się udało zgodzi się prowadzić ciążę.

Odpowiedź brzmi :nie.

Szukam innego lekarza, na nfz zapisali mnie w mojej przychodni do jakiejś Pani, nawet szybko.

Wchodzę i szok, to ta Baba która wykonywała zabieg.

Wracają do mnie wspomnienia, chcę wyjść, duszno mi.

Osuwam się na krzesło i ciężko oddycham.

Baba się przejmuje i mierzy mi ciśnienie, daje mi wody.

Mówię jej, czy są jakieś przeciwskazania, żebyśmy się starali znów.

Mówi, że musimy odczekać 3 mce, bo inaczej znowu poronię.

Wychodzę załamana.

Mija 4 tygodnie od zabiegu, jadę do szpitala po wynik histo. 

Jakieś teksty po łacinie, z których niewiele rozumiem. 

Pojawia się ten młody lekarz, dr M i zaczyna mi tłumaczyć, że jednak było dzieciątko, tylko się przestało rozwijać i zostało wchłonięte. W badaniu wyszły szczątki płodu. W 98% przypadków puste jajo oznacza ciążę bezzarodkową, ale w moim przypadku zarodek był... 

J jest w szoku i dopiero teraz do niego w pełni dociera, że straciliśmy dziecko. 

Zaczyna pytać : dlaczego? Co było przyczyną? Czy można było temu zapobiec? 

Czy to dlatego, że jesteśmy przed 40 tką? 

Nie znam odpowiedzi na te pytania, przytłacza mnie to...


Próbujemy normalnie żyć, choć są chwile , kiedy całą naszą rodzinę przytłacza ta sytuacja.

W lipcu jedziemy do Częstochowy, to bardzo potrzebny nam czas.

Matka Boża przytula mnie do serca, ona wie, co ja czuję, rozumie.

Za kolejny tydzień jedziemy do Krakowa. 

Po raz pierwszy w życiu spacerujemy po urokliwych uliczkach, zwiedzamy Wawel i jedziemy do Łagiewnik.

Zarówno na Jasnej Górze, jak i w Łagiewnikach czuję się jak w domu i odzyskuję choć na chwilę spokój i równowagę.

To był potrzebny nam czas spędzony całą rodzinką.

Środek lipca, dostaję krwotoku, męczę się 2 dni, w końcu udaje mi się znaleźć namiar na tego młodego lekarza.

Jadę prywatnie, dr M zaprasza mnie na usg, czuję się skrępowana, ale szybko mnie uspokaja, że to Jego praca, a On musi sprawdzić, czy coś się dzieje, czy coś nie zostało itd.

Niby wszystko ok, ale sam widzi, że nie jest dobrze.

Daje mi 2 leki na zatamowanie krwawienia i mówi, że jeżeli mi nie przejdzie w ciągu 1-2 dni mam jechać do szpitala.

Na szczęście leki zaczynają działać.

Robię też badania, które mi zlecił i zapisuję się na kolejną wizytę.

Nie podobają mu się moje wyniki, daje mi skierowanie do Hematologa w Centrum Onkologii Ziemii Lubelskiej.

Czekam na termin w sierpniu i znowu dostaje krwotoku, tym razem od razu biorę leki od gina i szybciej wracam do normy.

Niestety moje wyniki nie są brane pod uwagę Profesor zleca mi badania, abym u nich zrobiła.

Czekamy na wyniki,na korytarzu widzę ludzi po chemii, cierpiących, wychudzonych, bez włosów.

Po 2 godzinach mnie wołają, Profesor zleca mi mnóstwo leków, kontrola za miesiąc. Jeżeli nie będzie poprawy mam się nastawić na transfuzję krwi.

Pyta mnie, czy w rodzinie były przypadki białaczki?

Zanim się zastanowię, odpowiadam, że dziadek zmarł na białaczkę. 

Nie stawia diagnozy, a pomimo to całą powrotną drogę analizuję i zaczynam się stresować...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią

Spontaniczny wyjazd do Kazimierza

 Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Kazimierza Dolnego, niestety pogoda nie dopisała,padało i było zimno, więc tylko przeszliśmy...