niedziela, 27 grudnia 2020

Wspomnienia moich Świąt z dzieciństwa

 

W Boże Narodzenie włączyłam tv, patrzę i oczom nie wierzę.

Zaczął się "Potop", byłam w szoku i miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie.

Kiedy byłam mała, to właśnie "Potop" czy "Sami Swoi" lecieli w tv na Święta. Nie było słodkich, Świątecznych, romantycznych komedii.

Wspomnienia powróciły, a czym pachniały tamte Święta?

Pachniały świeżo maglowaną pościelą i pomarańczami, na które człowiek czekał cały rok.

Jak byłam mała to nie wiedziałam skąd się bierze ta pięknie pachnącą pościel, kiedy byłam starsza, sama nosiłam pościel do magla.

Wiecie, że przez wiele lat Wigilia była dla mnie najgorszym dniem w roku?

Rodzice nie chodzili ze mną do kościoła, nie tłumaczyli i nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi.

W dodatku zawsze w Wigilię Mama piekła mięsa, które wspaniale pachniały, a których nie można było spróbować.

Zastanawiałam się, dlaczego nie może upiec dzień wcześniej, tylko tego dnia, kiedy się pości?

Bardzo lubiłam to zamieszanie, kiedy siadaliśmy wszyscy razem do stołu, choć niewiele jadłam, bo barszczyk... Ok wyjadałam uszka, potem był karp, który miał kilo ości i śmierdział mułem, więc z reguły go dzióbałam z chlebem, no i zwieńczenie - kompot z suszu 🤮

Jedyny kompot z suszu który mi smakował, to ten ugotowany kilka lat temu przez moją siostrę.

Dlatego ja gotuję normalny barszcz czerwony, bez goździków, ostrego pieprzu i innych. Były u nas na Wigilii pierogi ruskie, kopytka z sosem pieczarkowym, kluski z sosem pieczarkowym, ziemniaki z cebulką, ryba po grecku, filety  , paluszki rybne, a nawet kluski ze szpinakiem i mozzarellą. 

Dla każdego coś dobrego, bo uważam, że postne dania mogą być smaczne.

Pod choinkę nigdy nie dostawałam nic, dopiero jak założyłam własną rodzinę pojawiły się prezenty pod choinką, a na Mikołaja starałam się kupić dzieciom, jakąś rzecz, o której marzą i słodycze.

Ja na Mikołaja dostawałam często prezent wspólny z bratem, nic o czym marzyłam, a marzyłam zawsze o lalce.

Miałam 3 takie zwykłe, ale chciałam taka dużą lalę z długimi włosami.

Co prawda była taka lala w domu, mojej siostry, którą mogłam pogłaskać i posadzić, ale nie mogłam się nią bawić, aby nie zniszczyć.

Mama raz w miesiącu myła tej lalce włosy i ubranko, a ja mogłam się temu przyglądać i tyle z mojej zabawy.

Natomiast w przedszkolu na Mikołaja dostawałam słodycze i czasem pomarańcze.

Dlatego jak dostałam kiedyś dolary od mojej Babci, za które mogłam kupić naprawdę wiele rzeczy w Pewexie, to ja kupiłam lalkę Barbie na balu.

Przed świętami u nas nie było jakiś szczególnych przygotowań, jak byłam starsza to miałam obowiązek sprzątania.

Czasem jechaliśmy do Babci do Lublina pociągiem i przywoziliśmy od niej uszka, pierogi ruskie i na słodko.

Jak byłam starsza to od czasu do czasu przyjeżdżała do nas Babcia i wtedy wspólnie lepiłyśmy pierogi.

Choinka zawsze była sztuczna, ubierana przez moją Mamę (nie wspólnie) bo coś poplącze, zbiję itd.

Kiedy była ubrana kładłam się pod choinką i zachwycona patrzyłam, że jest taka wielka aż do sufitu.

Kilka lat później okazało się, że ta choinka nie jest taka duża, jak mi się wydawało i wcale nie dotykała do sufitu.

A Wy jakie macie wspomnienia z dzieciństwa? 

poniedziałek, 9 listopada 2020

Pierwsza wizyta u dentysty

 

Dzisiaj byliśmy po raz pierwszy u dentysty. 

Matiemu od jakiegoś miesiąca mówiłam, że pójdziemy do Pani doktor, aby obejrzała mu zęby. 
Co dzień z nim ćwiczyłam otwieranie buzi itd. 
Dziś w końcu przyszła kolej na naszą wizytę, wziął ze sobą ulubioną pandę i poszliśmy. 
Na wstępie standard ankieta itd. 
Chwilkę poczekaliśmy, aż nas zawołają. 
Ogólnie byłam w szoku, bo usiadł sam. 
Była opcja, żebym go wzięła na kolana.
Pani najpierw go przewiozła w górę i w dół (ok kilka razy, bo chciał).
Wszystko tłumaczyła, pokazała mu lampę i lustereczko, że mu sprawdzi ząbki. To otworzył buzię i mówi aaaa. Sprawdziła mu ząbki, powiedziała, że jeszcze 5tki na górze się nie przebiły, a na dole już wszystkie mleczaki ma. 
Zapytałam, czy mogę mu zrobić fotę na pamiątkę, to założyła mu tą chustę i się popłakał.
Chyba bał się tej chusty 🙈
Ale mu wytłumaczyłam, że to nic nie boli 
Potem mu pomalowała ząbki lakierem  i kazała za pół roku się zapisać.
Raz zacisnął zęby, bo nie umiał długo trzymać otwartej buzi.
Dostał dyplom, magnes i naklejkę 👍
Powiem Wam, że jestem z niego dumna.




czwartek, 29 października 2020

Szczególny 29 października

Od 2 lat jest to dla mnie szczególny dzień.
Mamą Matiego zostałam 9ego października ale tak naprawdę się nią poczułam 29 października, kiedy zabraliśmy go do domu. 
Pamiętam, że w nocy nie mogłam spać, analizowałam wszelkie rady i wytyczne od Położnych z Oionu.
Miałam w telefonie muzykę relaksacyjną, która mu puszczały, głęboko wyryte rady o stałych porach dnia na przebranie, karmienie, podanie leków. 
Ale też pamiętałam, że Panie opowiadały jak ważny jest nasz spokój i pozytywne nastawienie. 
Przestrzegały, żeby przynajmniej na początku dziecku nie fundować za wielu bodźców, bo mieli przypadek, że rodzice przestymulowali maluszka i nie mogli uspokoić i wrócili do szpitala, bo w domu dziecko się zanosiło płaczem. 

Bałam się też, żeby nie było jakiś niepokojących objawów które by dyskwalifikowały do wyjścia. 

A najbardziej byłam przerażona tym, jak sama dam sobie radę z takim maluszkiem, zapamiętać tyle rzeczy i stosować je na co dzień. 
A co jak się zachłyśnie? 
Mieliśmy kurs na Oionie, ale teoria sobie, a nie wiadomo jak to wyjdzie w praktyce. 
A jeżeli będzie miał kłopoty z oddychaniem? 
A może trzeba kupić monitor oddechu, choć neonatolog nie zalecał? 
Oj tych pytań i leków było wiele. 
Kiedy wreszcie zapadła decyzja, że Mati wychodzi byłam zestresowana tym czy poradzę sobie z ubraniem go, umieszczeniem w foteliku, czy nie będzie płakał w aucie? 
Na szczęście Mati nic sobie z tej jazdy nie robił i spał sobie pięknie. 
Pierwszy dzień razem minął nam bardzo intensywnie, bo dużo było wytycznych i żeby wszystko wykonać trzeba było się zmobilizować. 
A już rok później tego dnia była tak piękna pogoda, że Mati szalał w samym body i spodenkach po parku. 
Koniec października, a ciepło było jak w lecie, więc spacer po parku trwał kilka godzin. 


Przez ten pierwszy rok tyle się wydarzyło, Mati tak bardzo się zmienił, urósł, choć nie przestałam się o niego martwić. 
Choć synek nauczył mnie cierpliwości, tego że wszystko jest w swoim czasie, pokazał mi, jakim jest indywidualistą i że pomimo iż jest mały, ma swoje zdanie i wybory. 
No i dzisiaj mija kolejny 29 października, od marca towarzyszy nam wirus i rzeczywistość jest trudna, co już prawie wszystko wraca do normy, to znów nas zamykają w domach, izolują. 
Dla takich małych dzieci jest to bardzo trudne, kiedy mają utrudniony kontakt z rówieśnikami, nie mogą chodzić na ulubione zajęcia, kiedy się trzeba od innych odsuwać. 
Chce zachować choć trochę normalności w jego dzieciństwie, dlatego na chwilę będziemy wychodzić z domu. 

Chciałabym aby Mati był szczęśliwy, żeby mógł chodzić na swoje ulubione zajęcia umuzykalniające, na basen, bawić się z dziećmi. 




piątek, 23 października 2020

2 urodziny Mateuszka



Tak szybko mija czas, że nie mam kiedy na spokojnie napisać.

Mateo 9 października skończył 2 lata, wróciły wspomnienia, jak go pierwszy raz zobaczyłam , przytuliłam, kiedy się go uczyłam mając go wreszcie w domu.

Wizyty u specjalistów :neonatolog, neurolog, okulista, kardiolog, fizjoterapeuta, laryngolog, ortopeda. 

Leki, walka o poprawę wyników i wagi, rehabilitacja 2x w tygodniu ze specjalistą, a w domu co dzień. 

Oczekiwanie na pierwsze podniesienie główki, leżenie na brzuszku, siadanie, stawanie, raczkowanie i chodzenie. 

Przy urodzeniu Mati ważył 1740g i miał 46 cm. Przy ukończeniu roku ważył 10 kg i 80cm, a obecnie mój dwulatek waży 16,5 kg i ma 95 cm.



Uwielbiam patrzeć jak się rozwija, rośnie, zaskakuje każdego dnia. 

Bardzo lubi zajęcia umuzykalniające, kontakt z dziećmi, zabawy, wygłupy i kocha malować.

W dniu urodzin z samego rana dostał prezent od Darii, śmieszne zwierzątka. 


Kupiłam Matiemu balon z jego ulubionym Bingiem. 

Od dziadka dostał całą torbę prezentów 






Mati dostał od dziadka puzzle 2 elementowe i świetnie sobie radził z ich układaniem. 
Przyjechała do niego Angelika, próbowała mu dać prezent, ale miał akurat bunt dwulatka i musiał poleżeć na podłodze 🙈

My również próbowaliśmy mu dać prezent, ale nawet nie chciał go rozpakować 









Matiemu bardzo smakował tort, który zrobiłam. 
Zosia z Markiem kupili młodemu fajowy zestaw lego 



2 dni później zrobiliśmy przyjęcie dla rodziny. 
Przyjechała Babcia i Jacka siostra Patrycja. 






Dostał przepięknie wykonaną układankę lewopółkulową, zrobioną przez @Skumajto.pl 


Niestety inni goście nie dopisali... 


poniedziałek, 5 października 2020

29.09.2018 włączył mi się syndrom wicia gniazda


Pamiętam, jakby to było dziś, wstałam rano i po prostu musiałam uprać i uprasować ciuszki dla Matiego.
W ogóle to z kupnem czegokolwiek dla małego zwlekałam do 7 mca ciąży, tak dużo było we mnie lęku po poprzedniej stracie.

Niektórzy mnie nie rozumieli i usłyszałam od osoby z rodziny lekką pretensje, że od razu nie powiedziałam o ciąży, tylko dopiero jak minęła jej połowa. 
Tym bardziej byłam zdziwiona, że ona też przeżyła stratę i nie rozumiała, że ja budzę się i każdego dnia zastanawiam się czy moje dziecko w brzuchu jeszcze żyje, czy mu serce bije? 

Patrząc na to jak duże dzieci rodziłam zamówiłam głównie ciuszki na 62,68.
Dosłownie pojedyncze sztuki na 56.
Gin co prawda mówił, że synek będzie drobny, ale nie przypuszczałam, że aż tak. 
Więc zabrałam się ochoczo za pranie, rozwieszanie, a córeczki pomogły mi z prasowaniem ciuszków z obu stron. 

Dla mnie została najprzyjemniejsza część, czyli składanie ciuszków i układanie ich w komodzie.
Zastanawiałam się, jak Mati będzie wyglądał w śpioszkach z wisienką, tych samych, w które ubierałam starsza trójkę? 

Kolejnego dnia odświeżyłam wózek, zaczęłam też robić sweterek na drutach, choć chciałam dotrwać do 37 tygodnia chociaż, ale zostałam mamą wcześniaka kilka tygodni wcześniej. 
To chyba organizm dawał mi znak, że już długo nie pochodzę w tej ciąży. 

Sweterka nie zdążyłam zrobić, tym bardziej, że na leżąco ciężko się robi na drutach. 
Jedynie jeszcze ogarnęłam łóżeczko, a jak już Mati był po drugiej stronie brzucha, to dopiero Jacek chodził po sklepach, szukał i kupował ciuszki na 44, choć i te były na początku na Matiego za duże. 
A w jednym sklepie zamiast mu pomóc, czy coś doradzić naciągnęła go Pani na czapeczki, takie zwykłe bawełniane po 20zl za sztukę. 
Gdybym wiedziała to, co teraz to zamówiłabym rzeczy przez internet. 
A Was dopadł syndrom gniazda? 
Czy raczej przez całą ciążę wszystko kupowałyście i szykowałyście, czekając na dzieciątko? 


 

środa, 30 września 2020

Wrzesień miesiącem świadomości Oion


Po 31 godzinach od cc idę na OION, choć dla mnie brzmi jak OIOM. Oddział Intensywnej Opieki Neonatologicznej lub Noworodkowej. Chcę jak najszybciej zobaczyć mego synka, a tutaj obowiązkowo dodatkowe mycie rąk i dezynfekcja (nikomu się wtedy nie śniło o koronawirusie). Choć w szpitalu jest ciepło, przekraczając próg OIONu czuję, że jest gorąco. 
Wita mnie jednostajny szum, w pierwszej chwili nie potrafię go do niczego porównać, ale kiedy szukając synka rozglądam się dookoła, widzę pompujące tlen respiratory. To one tak pracują, mąż prowadzi mnie do naszego synka.
Za chwilę dosłownie zjawia się Pani pielęgniarka, pyta, czy ja jestem Mamą tego maluszka? 
Po chwili prosi, abym podała imię dziecka. Widząc moją zdziwioną minę mówi :wie Pani, on jest taki śliczny, że ciągle mylimy go z dziewczynką. Zgodnie z J mówimy : Mateusz, więc Pani odnotowuje to od razu przy jego karcie. Za chwilę mówi mi, że Mateuszek nie ma respiratora, po porodzie profilaktycznie był na tlenie przez 4 godziny, ale z oddechem dobrze sobie radzi. Pozwala nam chwilę popatrzeć, bo mały po badaniach jest zmęczony.  Sama dyskretnie się odsuwa. Podchodzę do plastikowego domku i widzę tą kruszynkę w za dużym pampersie, który ma chudziutkie rączki i nóżki, widać mu żebra, a między żebrami ma dołek. Kiedy oddycha, robi to całym sobą, widać przez skórę uderzenia serca. Stoję tam i mam w sobie taki żal, że nie donosiłam, że jest taki malutki, że mój organizm zawiódł. Kiedy zaczynam do niego mówić odzywa się alarmujące bip bip bip. Odsuwam się przestraszona, że zrobiłam coś nie tak. Pani Pielęgniarka w następnej chwili materializuje się przy nas i tłumaczy, że wzrosły uderzenia serca bardzo intensywnie, pewnie to taka jego reakcja na mój głos. Żebym się nie przejmowała i go dotknęła. Chociaż to moje kolejne dziecko tak bardzo się boję, że zrobię mu krzywdę, że ręce mi drżą. W końcu zaczynam go gładzić po rączce, znowu aparatura wyje.
Pani tłumaczy żebym  po prostu położyła na nim dłoń , bo głaskanie jest za intensywne. Kładę na nim rękę, zakrywam prawie go całego dłonią, na początku jakby się spinał, ale za chwilę się uspokaja. Czuję cieplutkie ciałko, malutkie, ale doskonałe.
To mój syn, wtedy dopiero dociera do mnie, że jestem Mamą wojownika.
Zostajemy poinformowani, że maluch ma wrodzone obustronne zapalenie płuc, na które dostaje antybiotyki.
Oprócz tego jest żywiony dożylnie, ale czekają na moje mleko, bo siara jest bardzo ważna, zwłaszcza dla wcześniaków.
Na koniec naszej pierwszej wizyty Pani objaśnia nam kardiomonitor, co gdzie można odczytać?
Skłania też do zadawania pytań, bo oni sa tu po to, aby nam pomóc.
Kiedy po kilku godzinach walki wreszcie udaje mi się wycisnąć ręką te kilka kropli siary, niecały mililitr, pędzę przez ten korytarz na Oion, jakby to był największy skarb.
Całą drogę zastanawiam się, jak mu to podadzą, a Położna od razu przechyla mu i podaje bezpośrednio do buziaka.
Chyba mu smakuje, bo mlaska śmiesznie.
Pani mnie chwali, że świetnie mi poszło, wręcza kolejny pojemniczek i zaprasza, jak znów coś będzie, aby mu podać.
Może niektórym z Was wydać to się głupie, że zapamiętałam, że mnie pochwaliła, ale dla mnie to było bardzo ważne.
Psychika po nagłym cc i strachu o wcześniaka mi siadła, czułam się beznadziejną matką i obwiniałam się o wiele rzeczy.
Dlatego takie ważne były te słowa, pełne życzliwości i otuchy.
Podczas kolejnych dni poznałam inne Panie pracujące na oddziale, które zaczynały mnie przekonywać do większego kontaktu z dzieckiem, a ja ciągle się bałam, że mu coś zrobię. Lekarzy, z którymi rozmawiałam o wielu sprawach. 
Okazało się, że Mati ma małopłytkowość i neonatolog zaczął szukać przyczyny robił mi i synkowi szereg badań i okazało się, że mam p/ciała HLA, nie bardzo wiedziałam, co to znaczy? 
W skrócie mój organizm zwalcza każdy męski płód, uaktywnia się to po pierwszej ciąży. 
Dlatego z Markiem nie było komplikacji, potem były córeczki, więc ok. 
Później straciłam ciążę (nasz neonatolog powiedział, że musiał to być chłopczyk). 
Następna była ciąża zagrożona od 5tc z Matim, tylko dzięki leżeniu przez 95% czasu i braniu leków na podtrzymanie go donosiłam. 

Ale zboczyłam troszkę z tematu. 
Praktycznie wszystkie Panie opiekujące się wcześniakami były bardzo miłe i pomocne, jedna im włączała muzykę relaksacyjną i to naprawdę działało. 
O wszystkim informowały wystarczająco, nawet jeżeli 3 raz pytałam o to samo. 
Pamiętam, kiedy nasz neonatolog powiedział, że muszą Matiemu przetoczyć surowicę, bo płytki spadają regularnie, a potem będą obserwować, żeby nie było wylewów. 
A kiedy po przetoczeniu płytek przyszła inna Pani Neonatolog, poinformować mnie, że niestety płytki mimo przetoczenia spadają i wszystko już teraz w rękach Boga, to choć starała się dodać mi otuchy popłakałam się. 
Panie będące ze mną na sali bardzo mi współczuły. 
Pół nocy nie spałam, tak się denerwowałam i bałam się za każdym razem do niego iść. 
Położna, która się tej nocy nim opiekowała mówiła, że jest dzielnym wojownikiem i trzeba wierzyć, że sobie poradzi. 
Następnego dnia nie mogłam się doczekać wizyty, a za razem okropnie się jej bałam. 
Kiedy tylko zespół pediatrów pojawił się na sali, zanim ordynator się odezwał, nasz Neonatolog podszedł do mnie, chwycił za rękę i mówi : płytki rosna, niech Pani idzie do synka, On Pani potrzebuje. 
Jakie było moje zaskoczenie, kiedy kolejnego dnia podczas wizyty u synka, Położna poprosiła mnie, abym usiadła w fotelu. 
Myślę sobie, miło mi po cc usiąść, a ona, żebym rozpięła koszulę. 
To myślę sobie, może chce sprawdzić czy mam mleko, czy co? 
Ani się obejrzałam jak wyjęła Matiego z inkubatora i umieściła na mojej piersi.
Na początku oczywiście aparatura oszalała i wyła, a za chwilę, kiedy się wtulił we mnie, wszystko się uspokoiło. 
Dla mnie to było niesamowite trzymać po 4 dniach swoje dziecko, przytulać, po prostu być razem. 



Dla Matiego to też było bardzo ważne i potrzebne, wyniki mu się poprawiały, to nasze przytulanie pozytywnie wpłynęło też na laktację, bez problemu mogłam ściągnąć mleko w większej ilości. 
To zdjęcie, na którym Mati się uśmiecha zrobiłam podczas kolejnego kangurowania w 5 dniu. 
Jego uśmiech mówi sam za siebie, a ja bym chciała podziękować całemu personelowi Oionu, który nas wspierał przez 20 dni, zanim zabraliśmy maluszka do domu. w W szczególności jestem wdzięczna Doktorowi Sławomirowi, który nawet po wyjściu ze szpitala nadal nas wspierał i do którego chodziliśmy na kontrolę. 

 

czwartek, 10 września 2020

8 września - Światowy Dzień Fizjoterapii

Nasza "przygoda" z fizjoterapią u Matiego zaczęła się, kiedy miał 2,5 miesiąca.

Pomimo, że mieliśmy skierowanie do poradni rehabilitacyjnej przy wypisie ze szpitala, nie udało nam się wcześniej umówić wizyty na nfz. 

Wiedziałam przy wypisie, że neonatolog rozpoznał wzmożone napięcie mięśni, ale nie przypuszczałam, że to może małemu tak przeszkadzać. 

Najlepiej czuł się na rękach, albo lekko przewieszony przez ramię, albo oparty o nas plecami, lekko pionowo. 

Pamiętam, jak obie moje siostry mi zwracały uwagę, że nie powinnam tak dziecka nosić, a fizjoterapeuta uświadomił mi, że właśnie w takich pozycjach Matiemu najmniej napinają się mięśnie i nie odczuwa dyskomfortu. 

Pierwsza wizyta wyglądała tak, że położyłam Matiego na macie w samym pampersie i najpierw Pani oceniła jak on leży. 

Przekręciła go na brzuszek, miał ogromny problem z utrzymaniem głowy, spróbowała go sprowokować, aby podniósł głowę. 

Oceniła odruchy, potwierdziła wzmożone napięcie, oraz lekką asymetrię i zleciła nam rehabilitację z fizjoterapeutą na najbliższe 3 mce 2x  w tygodniu ćwiczenia i masaż. 

Zaczęliśmy od nowego roku, na pierwsze zajęcia szłam zestresowana. 

Wzięłam ze sobą ubranka i pieluszki na przebranie, przydaje też się pieluszka flanelowa, na której trzeba położyć maluszka na czas masażu. 

My też braliśmy naszą oliwkę, bo Mati miał bardzo wrażliwą skórę i bałam się, żeby go nic nie uczuliło. 

Pani, która z nami ćwiczyła zebrała wywiad o przebiegu ciąży, cesarce i dziecku. 


Uświadomiła, że fizjoterapia u takiego maluszka to nie tylko ćwiczenia, to codzienne zabiegi pielęgnacyjne, które należy wykonywać w określony sposób. 

Pokazała w jaki sposób podnosić, układać w łóżeczku lub na przewijaku, jak nosić dziecko i przewijać. 

Tak tak, mama od 20 lat, 4 dziecka musiałam się tego nauczyć. 

Byłam w szoku, kiedy Pani mi pokazała, że wystarczy w jednym miejscu dotknąć bioderka i lekko docisnąć, aby maluszek opuścił nóżki, bo przy tym napięciu był wygięty w taką fasolkę. 

Bardzo nam to ułatwiło przewijanie malucha. 

Oczywiście kilka krotnie przećwiczyłam ten ruch pod okiem fizjoterapeuty. 

Na początku w domu na tym się skupialiśmy. 

Powoli stopniowo pokazywali mi, jak z nim ćwiczyć, żeby rozćwiczyć to napięcie mięśni, aby go zmobilizować do podnoszenia głowy, przekręcania się i tych wszystkich ruchów, które inne dzieci wykonują same, bez większego problemu. 

Niestety nie mogłam robić zdjęć jak ktoś z dzieckiem ćwiczy, tylko musiałam wielokrotnie próbować ćwiczyć pod okiem fizjoterapeuty, aby móc powtórzyć te ćwiczenia w domu. 



Zakupiliśmy piłkę, aby móc na niej ćwiczyć jak w ośrodku. 

Tutaj próbuje korygować postawę, aby była prosta przy podnoszeniu głowy. 
A tutaj po prostu leży na piłce. 
Oczywiście najlepiej czerpać wiedzę od specjalisty, a nie szukać w internecie. 




W naszym wypadku problemem było to, że nie mieliśmy jednego fizjoterapeuty, tylko kilka razy była jedna osoba, a potem następna. 

Za każdym razem musiałam opowiadać naszą historię od nowa, no i każdy miał swój sposób pracy z moim dzieckiem. 

Po 6 mcach, kiedy przyszła do nas Pani, z którą zaczynaliśmy powiedziała, że przez te zmiany Mati nie chce ćwiczyć, płacze, złości się, buntuje. 

Zupełnie inne dziecko niż na początku, ja też zauważyłam zmiany w zachowaniu, ale szczerze mówiąc i ja miałam dość zmian. 

Przez pół roku rehabilitacji 15 różnych rehabilitantów to jest dużo dla tak małego dziecka. 

Wiecie, inaczej wygląda jak dziecko płacze podczas ćwiczeń, bo coś jest dla niego trudne, ma dość ćwiczeń, lub jest zmęczone. 

A inaczej, kiedy nie chce z daną osobą współpracować i przez godzinę pręży się, płacze i w końcu zasypia ze zmęczenia podczas masażu. 



Wtedy po prostu serce człowiekowi się kraje. 

W domu codziennie z Matim ćwiczylam, starałam się, jak w ośrodku pół godziny ćwiczeń i około 20 minut masażu. 




Widać jak mu ciężko dźwigać głowę, ale ćwiczy dzielnie. 

Tutaj widać różnicę jak sam pięknie dźwiga głowę i trzyma się prosto. 

Wiem, że Wam ciężko, że wiele z Was uważa, że po co jeszcze dziecko w domu męczyć, skoro fizjoterapeuta z nim ćwiczy, ale te ćwiczenia w domu dają efekty i skracają czas terapii. 
Poza tym w domu dziecko czuję się u siebie i łatwiej mu ćwiczyć. 
Robiłam zdjęcia z ćwiczeń dla fizjoterapeuty, żeby ocenił czy ćwiczymy prawidłowo. 


Tutaj ćwiczymy podnoszenie przodem, na początku było bokiem, naprzemiennie z przodem. 
Jednak każde dziecko to oddzielna historia i o ćwiczeniach decyduje specjalista. 
No i zastanówcie się czasem, czy pytając Mamę wcześniaka, czy dziecko jest normalne, to pytanie jest na miejscu.
Albo słysząc, że dziecko ma rehabilitację pytacie, czy jest chore? 
Fizjoterapii poddają się ludzie w sile wieku, bo odczuwają dyskomfort, osoby po złamaniach, skręceniach, czy zabiegach operacyjnych. 
Często też na rehabilitację chodzą dzieci urodzone o czasie, zdrowe ale właśnie z obniżonym /podwyższonym napięciem mięśni, z płaskostopiem, stopą koślawą, szpotawą, czy z asymetriami. 
A takie komentarze czy pytania są krzywdzące i przykre dla każdej mamy. 
Bardzo chciałam podziękować wszystkim fizjoterapeutom, którzy ćwiczyli z moim dzieckiem i którzy co dzień pomagają dzieciom czasem od pierwszych dni życia, ale także dorosłym w każdym wieku. 
Choć dziękuję, to za mało, ale bardzo dziękuję za wszystko. 


wtorek, 25 sierpnia 2020

Wyjazd i pierwszy dzień nad morzem

 W tym roku zarezerwowaliśmy to samo mieszkanie, co w ubiegłym roku, choć baliśmy się, że przez te obostrzenia związane z 👑, wyjazd może zostać odwołany.

Jednak udało się, więc postanowiliśmy jak rok temu wyruszyć po północy, tyle, że teraz nie było fotelika-nosidła, w którym bym uśpiła w domu młodego i na spokojnie pojechała. 

Młody się rozbudził, w sumie wyjechaliśmy koło 1ej. 

Do prawie 3ej kręcił się i nie mógł zasnąć. 

W końcu chwilę przysnął, więc na spokojnie jechaliśmy. 

4:30 zrobiliśmy postój na rozprostowanie nóg, Mati na nocnik, dostał też cysia, żeby potem 2 drodze nie męczył. 

Mati oczywiście musiał sam się przekonać, że plac zabaw jest mokry (poranna rosa) bo koniecznie chciał się bawić. 

Stwierdziliśmy, że w drogę powrotną będziemy się wybierać wieczorem, jak już Mati będzie śpiący, żeby przespał większą część drogi. 

Na miejscu byliśmy po 7ej, Mati oczywiście usiadł w kuchni przy oknie i pomagał mi się rozpakować. 

Wszyscy poszli spać, a Mati znalazł nowe zabawki i stwierdził, że to super czas na zabawę. 


W końcu oboje też zasnęliśmy, a po drzemce jedzonko dla wszystkich (oprócz mnie) i korzystając z pogody wyruszyliśmy nad morze. 

Na początku młody nie chciał zejść z koca, ani stanąć na piasku. 

Jak do wszystkiego, tak i do oswojenia się z plażą potrzebował czasu. 


Wieczorem wybraliśmy się spacerkiem na starówkę





Spontaniczny wyjazd do Kazimierza

 Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Kazimierza Dolnego, niestety pogoda nie dopisała,padało i było zimno, więc tylko przeszliśmy...