Jednak udało się, więc postanowiliśmy jak rok temu wyruszyć po północy, tyle, że teraz nie było fotelika-nosidła, w którym bym uśpiła w domu młodego i na spokojnie pojechała.
Młody się rozbudził, w sumie wyjechaliśmy koło 1ej.
Do prawie 3ej kręcił się i nie mógł zasnąć.
W końcu chwilę przysnął, więc na spokojnie jechaliśmy.
4:30 zrobiliśmy postój na rozprostowanie nóg, Mati na nocnik, dostał też cysia, żeby potem 2 drodze nie męczył.
Mati oczywiście musiał sam się przekonać, że plac zabaw jest mokry (poranna rosa) bo koniecznie chciał się bawić.
Stwierdziliśmy, że w drogę powrotną będziemy się wybierać wieczorem, jak już Mati będzie śpiący, żeby przespał większą część drogi.
Na miejscu byliśmy po 7ej, Mati oczywiście usiadł w kuchni przy oknie i pomagał mi się rozpakować.
Wszyscy poszli spać, a Mati znalazł nowe zabawki i stwierdził, że to super czas na zabawę.
W końcu oboje też zasnęliśmy, a po drzemce jedzonko dla wszystkich (oprócz mnie) i korzystając z pogody wyruszyliśmy nad morze.
Na początku młody nie chciał zejść z koca, ani stanąć na piasku.
Jak do wszystkiego, tak i do oswojenia się z plażą potrzebował czasu.
Wieczorem wybraliśmy się spacerkiem na starówkę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią