Nasza "przygoda" z fizjoterapią u Matiego zaczęła się, kiedy miał 2,5 miesiąca.
Pomimo, że mieliśmy skierowanie do poradni rehabilitacyjnej przy wypisie ze szpitala, nie udało nam się wcześniej umówić wizyty na nfz.
Wiedziałam przy wypisie, że neonatolog rozpoznał wzmożone napięcie mięśni, ale nie przypuszczałam, że to może małemu tak przeszkadzać.
Najlepiej czuł się na rękach, albo lekko przewieszony przez ramię, albo oparty o nas plecami, lekko pionowo.
Pamiętam, jak obie moje siostry mi zwracały uwagę, że nie powinnam tak dziecka nosić, a fizjoterapeuta uświadomił mi, że właśnie w takich pozycjach Matiemu najmniej napinają się mięśnie i nie odczuwa dyskomfortu.
Pierwsza wizyta wyglądała tak, że położyłam Matiego na macie w samym pampersie i najpierw Pani oceniła jak on leży.
Przekręciła go na brzuszek, miał ogromny problem z utrzymaniem głowy, spróbowała go sprowokować, aby podniósł głowę.
Oceniła odruchy, potwierdziła wzmożone napięcie, oraz lekką asymetrię i zleciła nam rehabilitację z fizjoterapeutą na najbliższe 3 mce 2x w tygodniu ćwiczenia i masaż.
Zaczęliśmy od nowego roku, na pierwsze zajęcia szłam zestresowana.
Wzięłam ze sobą ubranka i pieluszki na przebranie, przydaje też się pieluszka flanelowa, na której trzeba położyć maluszka na czas masażu.
My też braliśmy naszą oliwkę, bo Mati miał bardzo wrażliwą skórę i bałam się, żeby go nic nie uczuliło.
Pani, która z nami ćwiczyła zebrała wywiad o przebiegu ciąży, cesarce i dziecku.
Uświadomiła, że fizjoterapia u takiego maluszka to nie tylko ćwiczenia, to codzienne zabiegi pielęgnacyjne, które należy wykonywać w określony sposób.
Pokazała w jaki sposób podnosić, układać w łóżeczku lub na przewijaku, jak nosić dziecko i przewijać.
Tak tak, mama od 20 lat, 4 dziecka musiałam się tego nauczyć.
Byłam w szoku, kiedy Pani mi pokazała, że wystarczy w jednym miejscu dotknąć bioderka i lekko docisnąć, aby maluszek opuścił nóżki, bo przy tym napięciu był wygięty w taką fasolkę.
Bardzo nam to ułatwiło przewijanie malucha.
Oczywiście kilka krotnie przećwiczyłam ten ruch pod okiem fizjoterapeuty.
Na początku w domu na tym się skupialiśmy.
Powoli stopniowo pokazywali mi, jak z nim ćwiczyć, żeby rozćwiczyć to napięcie mięśni, aby go zmobilizować do podnoszenia głowy, przekręcania się i tych wszystkich ruchów, które inne dzieci wykonują same, bez większego problemu.
Niestety nie mogłam robić zdjęć jak ktoś z dzieckiem ćwiczy, tylko musiałam wielokrotnie próbować ćwiczyć pod okiem fizjoterapeuty, aby móc powtórzyć te ćwiczenia w domu.
Zakupiliśmy piłkę, aby móc na niej ćwiczyć jak w ośrodku.
W naszym wypadku problemem było to, że nie mieliśmy jednego fizjoterapeuty, tylko kilka razy była jedna osoba, a potem następna.
Za każdym razem musiałam opowiadać naszą historię od nowa, no i każdy miał swój sposób pracy z moim dzieckiem.
Po 6 mcach, kiedy przyszła do nas Pani, z którą zaczynaliśmy powiedziała, że przez te zmiany Mati nie chce ćwiczyć, płacze, złości się, buntuje.
Zupełnie inne dziecko niż na początku, ja też zauważyłam zmiany w zachowaniu, ale szczerze mówiąc i ja miałam dość zmian.
Przez pół roku rehabilitacji 15 różnych rehabilitantów to jest dużo dla tak małego dziecka.
Wiecie, inaczej wygląda jak dziecko płacze podczas ćwiczeń, bo coś jest dla niego trudne, ma dość ćwiczeń, lub jest zmęczone.
A inaczej, kiedy nie chce z daną osobą współpracować i przez godzinę pręży się, płacze i w końcu zasypia ze zmęczenia podczas masażu.
Wtedy po prostu serce człowiekowi się kraje.
W domu codziennie z Matim ćwiczylam, starałam się, jak w ośrodku pół godziny ćwiczeń i około 20 minut masażu.
Widać jak mu ciężko dźwigać głowę, ale ćwiczy dzielnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią