środa, 30 września 2020

Wrzesień miesiącem świadomości Oion


Po 31 godzinach od cc idę na OION, choć dla mnie brzmi jak OIOM. Oddział Intensywnej Opieki Neonatologicznej lub Noworodkowej. Chcę jak najszybciej zobaczyć mego synka, a tutaj obowiązkowo dodatkowe mycie rąk i dezynfekcja (nikomu się wtedy nie śniło o koronawirusie). Choć w szpitalu jest ciepło, przekraczając próg OIONu czuję, że jest gorąco. 
Wita mnie jednostajny szum, w pierwszej chwili nie potrafię go do niczego porównać, ale kiedy szukając synka rozglądam się dookoła, widzę pompujące tlen respiratory. To one tak pracują, mąż prowadzi mnie do naszego synka.
Za chwilę dosłownie zjawia się Pani pielęgniarka, pyta, czy ja jestem Mamą tego maluszka? 
Po chwili prosi, abym podała imię dziecka. Widząc moją zdziwioną minę mówi :wie Pani, on jest taki śliczny, że ciągle mylimy go z dziewczynką. Zgodnie z J mówimy : Mateusz, więc Pani odnotowuje to od razu przy jego karcie. Za chwilę mówi mi, że Mateuszek nie ma respiratora, po porodzie profilaktycznie był na tlenie przez 4 godziny, ale z oddechem dobrze sobie radzi. Pozwala nam chwilę popatrzeć, bo mały po badaniach jest zmęczony.  Sama dyskretnie się odsuwa. Podchodzę do plastikowego domku i widzę tą kruszynkę w za dużym pampersie, który ma chudziutkie rączki i nóżki, widać mu żebra, a między żebrami ma dołek. Kiedy oddycha, robi to całym sobą, widać przez skórę uderzenia serca. Stoję tam i mam w sobie taki żal, że nie donosiłam, że jest taki malutki, że mój organizm zawiódł. Kiedy zaczynam do niego mówić odzywa się alarmujące bip bip bip. Odsuwam się przestraszona, że zrobiłam coś nie tak. Pani Pielęgniarka w następnej chwili materializuje się przy nas i tłumaczy, że wzrosły uderzenia serca bardzo intensywnie, pewnie to taka jego reakcja na mój głos. Żebym się nie przejmowała i go dotknęła. Chociaż to moje kolejne dziecko tak bardzo się boję, że zrobię mu krzywdę, że ręce mi drżą. W końcu zaczynam go gładzić po rączce, znowu aparatura wyje.
Pani tłumaczy żebym  po prostu położyła na nim dłoń , bo głaskanie jest za intensywne. Kładę na nim rękę, zakrywam prawie go całego dłonią, na początku jakby się spinał, ale za chwilę się uspokaja. Czuję cieplutkie ciałko, malutkie, ale doskonałe.
To mój syn, wtedy dopiero dociera do mnie, że jestem Mamą wojownika.
Zostajemy poinformowani, że maluch ma wrodzone obustronne zapalenie płuc, na które dostaje antybiotyki.
Oprócz tego jest żywiony dożylnie, ale czekają na moje mleko, bo siara jest bardzo ważna, zwłaszcza dla wcześniaków.
Na koniec naszej pierwszej wizyty Pani objaśnia nam kardiomonitor, co gdzie można odczytać?
Skłania też do zadawania pytań, bo oni sa tu po to, aby nam pomóc.
Kiedy po kilku godzinach walki wreszcie udaje mi się wycisnąć ręką te kilka kropli siary, niecały mililitr, pędzę przez ten korytarz na Oion, jakby to był największy skarb.
Całą drogę zastanawiam się, jak mu to podadzą, a Położna od razu przechyla mu i podaje bezpośrednio do buziaka.
Chyba mu smakuje, bo mlaska śmiesznie.
Pani mnie chwali, że świetnie mi poszło, wręcza kolejny pojemniczek i zaprasza, jak znów coś będzie, aby mu podać.
Może niektórym z Was wydać to się głupie, że zapamiętałam, że mnie pochwaliła, ale dla mnie to było bardzo ważne.
Psychika po nagłym cc i strachu o wcześniaka mi siadła, czułam się beznadziejną matką i obwiniałam się o wiele rzeczy.
Dlatego takie ważne były te słowa, pełne życzliwości i otuchy.
Podczas kolejnych dni poznałam inne Panie pracujące na oddziale, które zaczynały mnie przekonywać do większego kontaktu z dzieckiem, a ja ciągle się bałam, że mu coś zrobię. Lekarzy, z którymi rozmawiałam o wielu sprawach. 
Okazało się, że Mati ma małopłytkowość i neonatolog zaczął szukać przyczyny robił mi i synkowi szereg badań i okazało się, że mam p/ciała HLA, nie bardzo wiedziałam, co to znaczy? 
W skrócie mój organizm zwalcza każdy męski płód, uaktywnia się to po pierwszej ciąży. 
Dlatego z Markiem nie było komplikacji, potem były córeczki, więc ok. 
Później straciłam ciążę (nasz neonatolog powiedział, że musiał to być chłopczyk). 
Następna była ciąża zagrożona od 5tc z Matim, tylko dzięki leżeniu przez 95% czasu i braniu leków na podtrzymanie go donosiłam. 

Ale zboczyłam troszkę z tematu. 
Praktycznie wszystkie Panie opiekujące się wcześniakami były bardzo miłe i pomocne, jedna im włączała muzykę relaksacyjną i to naprawdę działało. 
O wszystkim informowały wystarczająco, nawet jeżeli 3 raz pytałam o to samo. 
Pamiętam, kiedy nasz neonatolog powiedział, że muszą Matiemu przetoczyć surowicę, bo płytki spadają regularnie, a potem będą obserwować, żeby nie było wylewów. 
A kiedy po przetoczeniu płytek przyszła inna Pani Neonatolog, poinformować mnie, że niestety płytki mimo przetoczenia spadają i wszystko już teraz w rękach Boga, to choć starała się dodać mi otuchy popłakałam się. 
Panie będące ze mną na sali bardzo mi współczuły. 
Pół nocy nie spałam, tak się denerwowałam i bałam się za każdym razem do niego iść. 
Położna, która się tej nocy nim opiekowała mówiła, że jest dzielnym wojownikiem i trzeba wierzyć, że sobie poradzi. 
Następnego dnia nie mogłam się doczekać wizyty, a za razem okropnie się jej bałam. 
Kiedy tylko zespół pediatrów pojawił się na sali, zanim ordynator się odezwał, nasz Neonatolog podszedł do mnie, chwycił za rękę i mówi : płytki rosna, niech Pani idzie do synka, On Pani potrzebuje. 
Jakie było moje zaskoczenie, kiedy kolejnego dnia podczas wizyty u synka, Położna poprosiła mnie, abym usiadła w fotelu. 
Myślę sobie, miło mi po cc usiąść, a ona, żebym rozpięła koszulę. 
To myślę sobie, może chce sprawdzić czy mam mleko, czy co? 
Ani się obejrzałam jak wyjęła Matiego z inkubatora i umieściła na mojej piersi.
Na początku oczywiście aparatura oszalała i wyła, a za chwilę, kiedy się wtulił we mnie, wszystko się uspokoiło. 
Dla mnie to było niesamowite trzymać po 4 dniach swoje dziecko, przytulać, po prostu być razem. 



Dla Matiego to też było bardzo ważne i potrzebne, wyniki mu się poprawiały, to nasze przytulanie pozytywnie wpłynęło też na laktację, bez problemu mogłam ściągnąć mleko w większej ilości. 
To zdjęcie, na którym Mati się uśmiecha zrobiłam podczas kolejnego kangurowania w 5 dniu. 
Jego uśmiech mówi sam za siebie, a ja bym chciała podziękować całemu personelowi Oionu, który nas wspierał przez 20 dni, zanim zabraliśmy maluszka do domu. w W szczególności jestem wdzięczna Doktorowi Sławomirowi, który nawet po wyjściu ze szpitala nadal nas wspierał i do którego chodziliśmy na kontrolę. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią

Spontaniczny wyjazd do Kazimierza

 Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Kazimierza Dolnego, niestety pogoda nie dopisała,padało i było zimno, więc tylko przeszliśmy...