Planowy termin od Pani doktor,to 13 maja,więc dzień wcześniej Mati się stresował i nie mógł spać,choć trochę szpital przybliżyła mu książka " Poznajemy szpital".
Ja niestety pół nocy nie spałam,bo nie wiedziałam,jak teraz na oddziale jest. Ostatnio byliśmy jak była starsza córka z 10 lat temu.
A to,czy nic nie zapomniałam itd, w końcu usnęłam i za dosłownie kilka godzin zadzwonił budzik.
W końcu zebraliśmy się i pojechaliśmy, mąż zostawił nas pod Izbą Przyjęć,a sam pojechał ze starszą córką,bo też miała się zgłosić do szpitala.
Ludzi było tyle, że aż czarno po prostu,nie było bardzo jak przejść ( gęsiego) , że o siedzeniu nie wspomnę.
Stanęliśmy na końcu kolejki , tobołami i tak staliśmy i staliśmy, bardzo powoli posuwało się to do przodu.
W międzyczasie Mati znalazł miejsce siedzące i zajął się kolorowaniem.
A ja trochę pogadałam z innymi Mamami w kolejce.
W końcu nas zarejestrowali i dostaliśmy numerek i musieliśmy czekać,aż nas wyczytają w gabinecie.
Po pewnym czasie Mati zaczął się niecierpliwić,poza tym był głodny.
Może sobie pomyślicie, że wyrodna ze mnie matka,ale dałam mu komórkę,żeby chwilę się zajął.
W końcu nadeszła nasza kolej, weszliśmy do gabinetu, odpowiedziałam na pytania,Mati dostał bransoletę szpitalną i kazali przejść na oddział.
Jak wyszliśmy,to okazało się, że czeka na nas mąż,więc wspólnie pojechaliśmy na oddział.
Cały korytarz ludzi,poszłam z Matim na dyżurkę pielęgniarek.
Pytam się,czy tutaj są przyjęcia dzieci do szpitala?
Na co nie zbyt miła pielęgniarka mówi: tak,a co? Czeka na cud? Ale cud nie nastąpi.
I kazała czekać na korytarzu wstępnie, jak wysłałam Matiego,żeby posiedział z Tatą,to mnie woła, że trzeba dziecko zważyć i zmierzyć.
Podczas ważenia gadała przez komórkę cały czas i znowu nas odesłała na korytarz.
Czekaliśmy chyba z pół godziny,w końcu przyszła nasza doktor i zaczęła nas bardzo przepraszać.
Okazało się, że jest takie obłożenie oddziału i tyle dzieci, że nawet na dostawce na korytarzu nie ma miejsca i nie może nas przyjąć,bo nie ma jak.
Dostaliśmy nowe skierowanie i kolejny termin na 24 maja.
Wszyscy byliśmy wkurzeni i zmęczeni, zjechaliśmy na dół do baru i kupiłam Matiemu obiad,bo była już 13 ta i był bardzo głodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią