sobota, 13 lutego 2021

Pierwsze tygodnie

 

14 marca 2018 czekam przed gabinetem, bo jest opóźnienie. Czuję się trochę dziwnie, bo J nie mógł ze mną być pojechał do pracy, a do lekarza przywiózł mnie syn. Wreszcie nadchodzi moja kolej, gin od razu zaprasza na badanie usg.

Kładę się i boję tego, co usłyszę. Rozpoczyna się badanie, a ja zaciskam ręce na leżance i zamykam oczy. Doktor M mówi, że jest pęcherzyk ciążowy (a ja tylko modlę się, oby nie powiedział, że jest puste jajo).

Gin próbuje mnie uspokoić, że to wczesna ciąża i jest jajo płodowe i widać ciałko żółte i zarys zarodka.

Chce , żebym sama zobaczyła, ale ja nie chcę.

Mówię, że zobaczę dopiero, kiedy będzie dobrze widać dzidziusia.

Zleca mi całą masę badań, proponuję, żebym przyszła z wynikami za 2 tygodnie, mam się oszczędzać, dostaje luteinę.

Jedziemy prosto do apteki, syn idzie ze mną, kupuję też sobie syrop na gardło dla kobiet w ciąży.

Więc pod domem mówię synkowi, że jestem w ciąży.

Na początku zastanawiałam się, czy powiedzieć dzieciom o ciąży , po tym, co ostatnio przeszliśmy wszyscy?

ale po powrocie do domu powiedziałam też dziewczynom.

19 marca od rana źle się czuję, brzuch mnie okropnie boli i obawiam się o maluszka. 

W pracy jestem z nową Panią kierownik, staram się oszczędzać, ale jest tyle pracy, że moment mija czas do 12ej,kiedy idę na przerwę. 

W łazience zauważam, że zaczęłam plamić , aż mi się słabo robi i myślę sobie : znów się zaczyna... 

Dzwonię do gina, który mówi, że jeżeli by się pogorszyło to natychmiast mam jechać na szpital. 

A teraz mam się zwolnić z pracy, jechać do domu i leżeć, mówi, żebym zaczęła brać magnez i nospe i zapisuje mnie na najbliższą wizytę za 2 dni. 

Idę do Pani kierownik nie pewna, jak zareaguje, ale życie tego maluszka jest ważniejsze. 

Mówię szczerze, że jestem w początkach ciąży, poprzednią poroniłam, a teraz zaczęłam plamić i konsultowałam się z ginekologiem i kazał mi leżeć w domu do wizyty. 

Pani Kierownik tylko zapytała, czy ktoś po mnie przyjedzie? Bo jak nie, to jak tylko przyjdzie druga Pani do pracy, to Ona mnie zawiezie do domu, bo nie chce mnie mieć na sumieniu. 

Zadzwoniłam do J i przyjechał po mnie...

 

Te 2 dni do wizyty u gina dłużyły mi się okropnie, a każde wyjście do wc to ogromny stres. 

W końcu pojechaliśmy do gina, sprawdził, że ciąża jest i się rozwija, zerknęłam jednym okiem na dosłownie milimetrowy punkcik, moje dziecko. Dowiedziałam się też, że jest  krwiak (pewnie stąd to plamienie), przepisał mi dodatkowo duphaston i dostałam zwolnienie i bezwzględny nakaz ciągłego leżenia, jedynie mogę pójść do wc i łazienki, a tak to muszę leżeć. 

Musimy wszystko przeorganizować w domu, bo do tej pory ja prałam, sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy, a teraz muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Mogę co najwyżej dawać wskazówki, czy robić listę zakupów. 

28 marca kolejna wizyta, na którą przyniosłam wyniki. 

Ogólnie ok, ale gin się za głowę łapie przy wyniku tsh 3,67! 

Słyszę zdanie, które później dźwięczy mi w uszach przez cały czas oczekiwania " to cud, że przy takim tsh zaszła Pani w ciążę". 

Dostaję euthyrox 50tke i mam przyjść na kolejną wizytę za tydzień. 

Czas mi mija głównie na spaniu, czytaniu książki i rozmowach z dziećmi. 

4 kwietnia 

Kolejna wizyta, tym razem zanim zdążę cokolwiek powiedzieć słyszę mocne i rytmiczne bicie serca. 

Patrzę na ekran, a tam maluszek sobie fika i serduszko mu pięknie pika. 

Za chwilę gin mnie pyta, czy wszystko ok? 

Zdziwiona zauważam, że łzy mi lecą, mówię, że wszystko w porządku, tylko to takie wspaniałe uczucie zobaczyć swoje maleństwo. 

Doktor zakłada mi kartę ciąży, waży, mierzy ciśnienie, bada piersi (po raz 3 w życiu mam badane przez lekarza i 1 raz w ciąży). 

Dostaje kolejne zlecenia i kontrola za 2 tygodnie. 

Najtrudniej jest leżeć i czekać na kolejną wizytę. 

Nie byłam zawodowym sportowcem, ale lubiłam długie spacery, jazdę na rowerze, zumbowanie, basen, a tu muszę leżeć. Choć wiem, że to dla dobra dziecka, to muszę znaleźć sobie zajęcie, żeby tyle nie myśleć. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią

Spontaniczny wyjazd do Kazimierza

 Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Kazimierza Dolnego, niestety pogoda nie dopisała,padało i było zimno, więc tylko przeszliśmy...