Moja Babcia (Mama mojego Taty) była specyficzną osobą, miała swoje poglądy i była uparta, ale to był taki kochany człowiek.
To ona mnie prowadziła do Kościoła, uczyła modlitw, mówiła o Bogu.
Pamiętam jak kiedyś na Wielkanoc przyjechała do nas i wymyśliła, że pójdziemy w lany poniedziałek do Kościoła, no i choć miałam opory poszłyśmy.
Wszystko fajnie i pięknie, dopóki nie dotarłyśmy pod blok, gdzie stało z 4 chłopaków z wiaderkami wody.
Babcia do nich : ale chyba starszej Pani nie oblejecie?
A oni luuu i obie wracałyśmy do domu jak zmokłe kury.
Oj pamiętam, że wtedy się Babcia wkurzyła.
Może miała swoje różne przyzwyczajenia, ale zawsze lubiła gotować i nas czymś częstować.
Kiedy do niej przyjeżdżałam na ferie lub wakacje, owszem miała dla mnie mnóstwo zajęć, ale i zabierała mnie do swojej siostry na wieś, gdzie wszystko było dla mnie nowe i ogromnie ekscytujące.
Chodziłyśmy na grzyby, z których wspólnie z Ciocią robiła pyszny sos.
Zabierała mnie do Archikatedry, czy w różne miejsca w Lublinie, w których lubiła być.
Pamiętam jak przeżywała razem ze mną nasze smutki w 2017 roku, modliła się o zdrowie, kiedy moje wyniki pozostawiały wiele do życzenia.
Jak bardzo ucieszyła się, kiedy Mateuszek się urodził, również o Jego zdrowie się modliła.
Robiła jedynego w swoim rodzaju kurczaka w pieczarkach i kwaśną zupę pomidorową z własnoręcznie zrobionym makaronem.
Nadal łapię się na tym, że zadzwoniła bym do niej...
Dziś była Msza rocznicowa w miejscu, gdzie jest pochowana, ale ze względu na to, że Msza na 17 tą i było dziś wietrznie, a my mamy zaplanowanego z Matim lekarza, nie pojechałam.
Poszłam tutaj na miejscu na Mszę, bo przecież ważna jest modlitwa, a nie miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią