Rok zaczął się z przytupem, myślałam, że w ubiegłym roku wyczerpaliśmy limit chorób, ale chyba nie.
W Sylwestra Mati zaczął okropnie furczeć i miał gorączkę.
Jak przechodziła mu gorączka, normalnie bawił się, grał. Gdy tylko gorączka rosła płakał, że go nóżki i głowa boli.
Niestety jak zwykle nie można się było dostać do lekarza.
Więc 2 stycznia Jacek z rana podjechał do przychodni, żeby zapisać młodego, bo telefon do przychodni jak zwykle nie odpowiadał.
Podjechaliśmy, pediatra go zbadała, zapisała 2 leki do inhalacji i powiedziała, że może to być grypa, żebym kupiła i zrobiła testy.
Jak widać,w zasadzie od razu Matiemu wyszła grypa typu A, więc zadzwoniłam do przychodni i Pani doktor zapisała lek przeciw grypie i kazała jak najszybciej go podać, żeby nie było powikłań.
Ciężko było Matiego przekonać,do wzięcia leku, bo musiałam mu wysypywać proszek z kapsułki.
A proszek okropnie gorzki,ale udało się Angeli przekonać go i podać.
Po inhalacjach najpierw kaszel się bardziej nasila,a potem stopniowo wycisza.
Niestety prawie nic Mati nie je, a ja go nie zmuszam,za to pilnuję go,aby pił.
Nawet chociaż łyczek co kilka minut, żeby się nie odwodnił.
Jest osłabiony i senny, a nóżki go okropnie bolą, aż płacze i nie może chodzić. Jak gdzieś chce być to musimy go nosić,bo nie ma siły.
Dopiero Ibuprom mu trochę przynosi ulgę.
Tak mi go szkoda i chciałabym,aby leki przyniosły ulgę i żeby tak nie cierpiał.
Nie lubię jak dzieci chorują, człowiek się czuje wtedy taki bezradny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią