Mati wychodząc ze szpitala dostał skierowanie do neurologa, ponieważ był wcześniakiem,ponadto miał problemy z napięciem mięśni i asymetrię i praktycznie od 3 m-ca życia jest objęty wizytami u neurologa.
Celowo napisałam, że jest objęty wizytami,a nie opieką,bo opieką bym tego nie nazwała.
Pierwsza wizyta to tylko skierowania na rehabilitację i tyle,kolejne to niby sprawdzanie postępów i przepisywanie rehabilitacji na kolejne miesiące.
Jednak odkąd skończył 4 lata wizyty trwały minutę i ograniczały się do spojrzenia na dziecko i przybicia pieczątki.
Kiedy Pani w przedszkolu zasugerowała, że dobrze by było z nim poćwiczyć rękę,jak i tak chodzi na rehabilitację,to podczas kolejne wizyty ja o tym powiedziałam lekarzowi.
Na co on:
Jak się Pani upiera, że to dziecku pomoże,to zapisze trening ręki.
Ale on się taki urodził i tak będzie miał,bo to genetyczne.
-Skąd Pan to wie?
-bo Pani ma wiotkość stawów!
-pierwsze słyszę
-prosze pokazać ręce
Pokazałam.
- a to może po mężu ma,bo Pani ma normalnie!
-Rozebrać dziecko?
- nie ma potrzeby?
- to jak Pan sprawdzi postępy
- przecież widzę, nie ma sensu go badać!
Szczerze mówiąc wściekłam się po tej wizycie.
Na kolejną wizytę wysłałam męża,bo stwierdziłam, że może facet jest uprzedzony do kobiet.
Mąż przyszedł wkurzony podobnie do mnie i mówi, że jak wizyta u neurologa ma polegać na przybiciu przez Matiego piątki z lekarzem,to to jest bez sensu.
Dlatego też wzięłam skierowanie, wyszukałam w necie opinii o neurologach dziecięcych i pojechaliśmy na umówioną wizytę.
Pani doktor kazała Matiego rozebrać do majtek, przejść do ściany i spowrotem, stanąć na jednej nodze, pochylić się.
Zamknąć oczy i trafić do nosa i wiele innych testów mu zrobiła.
Potem kazała mu się położyć, sprawdzała słuch i wzrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią