środa, 11 września 2019

Zabieramy Mateuszka do domu

Jeszcze w ciąży wyobrażałam sobie, jak zabiorę Matiego do domu.
Oczywiście miałam nadzieję, że razem wrócimy ze szpitala do domu.
Jednak życie napisało nam inny scenariusz.
  Kiedy usłyszałam od doktora Sławomira, że być może 29 października Mati będzie do wypisu.
Chciałam się cieszyć, ale bałam się, bo może być różnie.
Z Matim na sali była Juleczka, jeszcze większy wcześniak, która spędziła w szpitalu 2 mce.
Już miała wychodzić, Panie położne uczyły mamę Julki jak kąpać i opiekować się dzieckiem, ale ni z tego ni z owego wrócił problem z saturacją i musiała zostać w szpitalu.
Z rana spakowałam mleko, ciuszki do ubrania, kombinezon i fotelik położyłam w jednym miejscu i pojechaliśmy.
Poszłam do małego, przewinęłam, nakarmiłam, przytuliłam i przyszedł nasz doktor.

Zbadal małego i zalecił monitoring oddechu, powiedział, że czekamy na wynik badań kontrolnych, bo byłby Mati do wyjścia.
W pewnym momencie aparatura zaczęła wyć i położna mówi :saturacja 60.
Odkryła mu nóżkę i okazało się, że czujnik się zsunał.
Poprawiła i był już prawidłowy zapis.
Wyniki wyszły ok, ale musieliśmy czekać na wypis.
Doktor nas poprosił do siebie.
Powiedział, że teraz musimy się nauczyć własnego dziecka i żebyśmy nie byli za bardzo przytloczeni tym wszystkim, bo to tylko się wydaje takie trudne, ale jak trzeba to damy radę.
Przede wszystkim musimy maksymalnie co 3 godziny karmić małego i podawać mu leki.
Musi przybierać na wadze, bo w innym wypadku wróci do szpitala.
Dostaliśmy też całą listę specjalistów, do których musimy się udać.

Trochę mnie to przytłoczyło, ile wizyt nas czeka.
Pan doktor powiedział, że to wszystko dla jego dobra i powoli wszystko zaplanujemy.
Pani położna zapytała, czy ma mi pomóc ubrać synka, czy zrobię to sama?

Nie mogłam się już doczekać i postanowiłam sama go ubrać.
W końcu pozwolono nam opuścić oddział.
Nasz Doktor podał telefon do siebie, jakby mnie coś niepokoiło, choć mieliśmy się spotkać z nim za 2 tygodnie w poradni patologii noworodka.
Jacek wziął naszego malutkiego synka w foteliku i zapiął go w fotelu autka.

Siadłam obok i bałam się, że w każdej chwili się może obudzić, a co zrobię jak zacznie płakać, a ja nie będę umiała go uspokoić?
Troszkę się wiercił w samochodzie, ale tłumaczyliśmy mu, że wracamy do domu i jakoś dojechaliśmy bez płaczu.
Po powrocie praktycznie zaraz trzeba było szykować dla małego mleko, dostaliśmy kilka saszetek tzw wzmacniacza do mojego mleka.
Nie to,żeby było mało tłuste, czy niewystarczające, ale wszystkim wcześniakom jest podawany taki powiedzmy sobie zwiększacz kalorii, bo im najtrudniej jest nabrać masy.
Mieliśmy też dokupić większą ilość tych saszetek, bo trzeba było dodawać do każdej porcji mleka i podawać, aż Mateuszek przekroczy 3000g,a wyszedł ze szpitala z wagą 2270g.
Z jednej strony byłam troszkę smutna, że nie mogę go karmić bezpośrednio z piersi ( bardzo go to męczyło) a z drugiej strony, dzięki temu, że moje mleko tylko czekało na podanie na początku każdy mógł nakarmić maluszka i tak podzieliliśmy się, że do północy Jacek małego karmi, ja tylko wstaję na odciągnięcie mleka, a potem już ja do rana.



Kiedy dziewczyny wróciły ze szkoły każda chciała małego poprzytulać, nakarmić, potrzymać.








Rozmawiały z nim i się cieszyły.
Nie zapomnieliśmy o potrzebnych rytuałach i oczywiście odbyło się kangurowanie, które bardzo było mi potrzebne.

Kolejny stres miałam przed wieczorną kąpielą, bo czasem dziecko w szpitalu tak wykąpią, że albo płacze albo się boi.
Na szczęście Mateuszek podczas kąpieli czuł się jak rybka w wodzie, był bardzo spokojny i odniosłam wrażenie, że mu się to podoba.
Wieczorem jeszcze raz czytałam wytyczne i kartę ze szpitala i zasnęłam z nim na piersi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi będzie, jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią

Spontaniczny wyjazd do Kazimierza

 Dzisiaj postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Kazimierza Dolnego, niestety pogoda nie dopisała,padało i było zimno, więc tylko przeszliśmy...